Półmaraton po maratonie

Tydzień po debiucie w maratonie przyszło mi się zmierzyć z bardziej obeznanym biegiem – połówką. Nie mam tu na myśli oczywiście objętości, to dopiero po biegu 🙂 , a dystans – 21,0975 km.

Nie miałbym żadnych obaw przed takim biegiem, gdyby nie jeden mały szczegół. Tak, maraton w ostatnią niedzielę . Do tego tydzień bez biegania, za to z rekonwalescencją po maratonie i dochodzeniem „do siebie”.

????????????????????????????????????

Planowany start  – godz. 11.00. Dość późno jak na tego typu imprezy, ale zawsze kilka godzin na zrobienie się ciut cieplej, bo pogoda nie rozpieszczała. No i tu powstał pierwszy dylemat – co ubrać? Krótkie spodnie, długie? Krótki rękaw, długi? Jedna bluzka, czy może coś jeszcze pod spód? W końcu postanowione – 2xkrótkie. Będzie zimno, ale tylko na starcie – taką przynajmniej miałem nadzieję.

Nad drugą kwestią zastanawiałem się trochę dłużej – „jak biec?”. Normalnie odpowiedź byłaby prosta – zapier*alać ile da radę ;). Ale nie w tym przypadku. W głowie jedna myśl  – tydzień temu machnąłeś 42 kilasy! Nie masz tyle sił. Ale dałem spokój z myśleniem. Samo wyjdzie po pierwszych kilometrach – postanowiłem.

????????????????????????????????????

Nadeszła godzina zero. Start! Początek pociągnięty z czołówką – pierwszy kilometr bardzo szybki! Na kolejnych tempo się ustabilizowało , biegliśmy małą grupką, ale wciąż w dobrym tempie. Po drodze najwierniejsi kibice – Żona i przyjaciel. Później zostałem sam i tak pokonywałem samotnie kolejne kilometry trasy. Kontrola tempa, kolejne kilometry,  kalkulacje w głowie, kolejne kilometry, walka z utrzymaniem stałego tempa, kolejne kilometry… Trasa wyjątkowo się dłużyła, co po maratonie było czymś nader dziwnym :P. Znowu Moi kibice po drodze  – znaczy, że już blisko do mety. Podobno nie wyglądałem już wtedy najlepiej :P. Na szczęście do celu już niedaleko. Nagle dziwny ból palca u stopy. Myśl tylko jedna. Pęknięty odcisk! I to jeszcze na ostatnich kilometrach… Lekko nie było, ale nikt nie mówił, że będzie.

I jest, upragniona meta na horyzoncie! Ostatnia prosta. W tle słyszę okrzyki Rodziców, są tutaj! Szkoda, że ich nie widziałem, ale wzrok spoglądał już tylko w jednym kierunku.  Gdzie zegar, gdzie jest zegar? Schował się spryciarz. Już widać! OMG, nie wierzę! META! Zrobiłem to! Cel z marzeń na przyszły rok zrealizowany! I to już teraz! Wiedziałem, że czas jest rewelacyjny, że jest poniżej magicznej granicy 1:20h.

Na mecie poczułem, że był to szybki bieg. Moje nogi, a raczej stopy dały o sobie znać.

????????????????????????????????????

Czas 1:19:50 brutto, 1:19:48 netto!!! Miejsce OPEN 29/1350, M20 – 12.

Ostatni, potrzebny do korony półmaraton za mną. Kolejny, na którym pobiłem swoją życiówkę. Do tego poprawioną od ostatniej o ponad 3 minuty! Można? MOŻNA!!!

/Dominik vel Speedy KOZAles

Dodaj komentarz