„2/3 drogi do Trifecty”, czyli SPARTAN RACE w Krynicy

W marcu br. ekipa „Mud Goats & Friends” startowała w Spartan Race Sprint w Warszawie. Patrząc z perspektywy czasu i innych biegów OCR, tamtejszy bieg należy nazwać „placem zabaw”. Czym dla członka Mud Goats jest 6 km biegania po stadionie i parę przeszkód?

10412017_967295856625385_1066232543831874216_n

Jak głosi przysłowie: „powiedziało się A, trzeba powiedzieć B”. Albo i C J. Razem z Krzysztofem vel „Prezydentem” (bywa czasami na naszych treningach indoor) postanowiliśmy wziąć udział w Spartan Race Sprint w Krynicy-Zdrój. Tak, o skali naszej „normalności” świadczy to, że jechaliśmy ponad 600 km w jedną stronę i płaciliśmy wysokie wpisowe żeby pobiegać po górach i pokrzyczeć „Aroo”  Udział w Spartan Race wzięła także Monia – stała bywalczyni naszych treningów indoor i outdoor, „niezła wymiataczka” by the way.

Droga do Krynicy (piątek) minęła całkiem przyjemnie. Będąc wieczorową porą na obwodnicy Krakowa stwierdziliśmy, że wskoczymy „na Rynek” zrobić ładowanie węglami – i tak wjechał makaron z pomidorami i krewetkami. Wieczorem dojazd do hotelu, drobne suple procentowe i do spania.

DSC_1841

Sobota poranek – pora na śniadanie mistrzów, czyli podwójna porcja owsianki z owocami, owsianka proteinowa i jajka. Trzeba mieć energię, w końcu będziemy biegać w wysokiej temperaturze (+25 C) przez parę godzin. Z hotelu mieliśmy jakiś kilometr do miasteczka biegowego, czyli podnóżka kolejki na Jaworzynę. Po drodze puszczaliśmy „motivation music” z youtube’a, opowiadaliśmy sobie dowcipy wyszukując przy tym aktualności on-line (ktoś napisał, że będzie 15,5 km i 26 przeszkód; 3 razy wbieg na Jaworzynę) i ładowaliśmy się pozytywną energią kiwając co chwilę innym „biegowym wariatom”. Coraz głośniej było słychać muzykę, szumy i charakterystyczne „Aroo” aż dotarliśmy do miasteczka.

Pierwsze myśli: „jest klimat”, „są te podbiegi, o których pisali”, „kurde, dużo zawodowców – z wyglądu”.  Odebraliśmy pakiet, siusiu, rozgrzewka, zdjęcie przed i krótka narada. Start – my z Prezydentem o 10:00, Monia 10:30.

DSC01839

I FAZA BIEGU

Biegniemy z Prezydentem pod górę pierwsze kilkaset metrów, niestety później już bardziej idziemy niż biegniemy. Wszyscy idą. Nawet Ci hardkorowcy co na początku poszli jak dzika kuna przez agrest. Jednak „pobieg” w taką temperaturę to jest wysiłek. Z Prezydentem umówiliśmy się, że walczymy ze Spartan Race razem – tak więc biegliśmy ramię w ramię. Mijaliśmy różne przeszkody, mniej i bardziej finezyjne. Największą przeszkodą była jednak sama Jaworzyna 1114m npm i potrójne wdrapywanie się na nią.

W pamięci na pewno zostaną także dwie przeszkody: wredny drut kolczasty i King Kong. Słowo wredny jest jak najbardziej na miejscu.

20150804124351

Drut – to standard na tego typu imprezach. Tym razem niestety, podłoże było celowo pofalowane, kamieniste, poprzecinane rowami z wodą a sam drut nisko zawieszony i pod prądem w niektórych momentach. Przeszkodę pokonaliśmy metodą „taczki” i podciągania – czyli niemalże wyłącznie pracą rąk. Dodatkowym utrudnieniem był człowiek z obsługi, który polewał każdego zimną wodą pod dużym ciśnieniem. Druga przeszkoda, o której ciągle myślę odkąd widziałem jej szkic na profilu fb Survival Race – to tzw. King Kong, czyli bardziej hardcorowa wersja „małpek”. Niestety, nie udało się – były karne burpee w ilości 30.

Gdyby nie czas i brak telefonu przy sobie to przywiózłbym dziesiątki zdjęć  – widoki z naszej trasy były piękne. Pogoda dopisała, widoczność wzorowa. Ja jako człowiek spędzający czas głównie w mieście lub nad morzem – byłem zachwycony.

DSC01953

Bieg Spartan to nie tylko wysiłek fizyczny, ale i psychiczny. Sporo „Kozaków” wymiękło po drodze ze względów na słabą psychikę. Gorączka, prawie ciągle pod górę (do 9go,10go km), małe ilości wody…  Na trasie można było podszkolić języki obce, gdyż Polacy stanowili na oko połowę stawki. Pozostali to Czesi, Słowacy, Węgrzy i … Amerykanie. Wiem już co to znaczy „je…. kopeć” albo „cerstwe piwo”

W końcu dotarliśmy na szczyt Jaworzyny – 1114 m npm a tam bardzo dużo ludzi. Trasa Spartan Race nie była odgrodzona, a więc następowała bardzo duża interakcja między zawodnikami, kibicami czy turystami. Nawet widziałem jak kilku „Spartanów” wskoczyło na piwo do jednej z knajp, widocznie bardziej zależało im na dobrym nawodnieniu.

II FAZA BIEGU

Niestety, druga faza mojego biegu trwała z 30-40 minut praktycznie i to w jednym miejscu. Prezydent dostał poważnej kontuzji, próbowaliśmy ją przezwyciężyć (podziękowania dla zawodnika z Czech za pomoc), ale niestety Krzysiu musiał na ok. 10 km opuścić trasę i na metę zjechać kolejką linową. Chłopak jednak walczył do końca. Uniósł się honorem i nie odebrał medalu ani koszulki. Z racji postoju dogoniła nas Monia. Ma dziewczyna werwę. Pewnie na kolejnych biegach znów pokaże klasę

DSC02135

III FAZA BIEGU

Ok, jestem już sam na trasie. Przede mną jakieś 6 km, głównie zbieg, Prezydent w drodze do miasteczka biegowego, a ja mam przecież koszulkę Mud Goats na sobie. Pora wracać do gry. Wówczas włączył mi się tryb „kamikadze” i jak teraz na spokojnie o tym myślę, to faktycznie dałem z siebie 200% mocy. Założyłem sobie dwa cele – nie zatrzymać się ani razu i wyprzedzić 50 osób. W głowie powtarzałem sobie „reprezentujesz Mud Goats” oraz biegnij szybko na metę zobacz co z Prezydentem. Włączyłem turbo i zacząłem ostro biec. Trasa przybrała innego charakteru, zrobiło się wąsko, bardziej stromo, błotniście, wyglądało prawie jak na Wulkanach. Spory odcinek to bieg strumykiem górskim po kamieniach. Poważnie, w głowie ciągle powtarzałem sobie, że muszę dać z siebie wszystko, skupić się na biegu i na tym, że ból to tylko moja wyobraźnia (kolana). Biegnąc, często z rozłożonymi rękoma dla stabilizacji, myślałem o tym jak na Wulkanach dawali czadu Beton, Alpha, Maluda – przecież nie mogę być gorszy!!! Udało się. Nie zatrzymałem się ani razu. Co więcej, cel zrealizowałem z nawiązką, bo udało mi się wyprzedzić 63 osoby (tak, liczyłem każdego) oraz wyprzedzić osoby, z którymi biegłem w pierwszej fazie biegu. W tym miejscu pozdrowienia dla zespołu Crossfit 72D (krzyczeli podczas wyprzedzania strumieniem „rozpier…. sobie kolana” i przeprosiny dla dziewczyny, którą zrzuciłem na przeszkodzie „małpki”. Tak to jest jak się patrzy na ręce a nie przed siebie…

Całe 6 km w maksymalnym tempie. Raz tylko zwolniłem za sprawą pewnej pięknej brunetki – stwierdziłem, że muszę zamienić parę słów i zapamiętać numer startowy.

Z ciekawych przeszkód w tej fazie biegu wspomnę o zejściu po linie po bardzo stromej skarpie – mogła mieć nachylenie z 70 stopni.

DSC02263

Teraz już wiem dlaczego na kopercie z pakietem startowym był napis „you may die”. Momentami miałem flashback i wydawało mi się, że znów Biegnę Wulkany (komplement dla Spartan Race). Ta faza biegu uświadomiła mi jak ważny element odgrywa głowa/motywacja/skupienie myśli oraz doceniłem regularne trening indoor i outdoor z Mud Goats, w szczególności różne ćwiczenia na równowagę i „core”. A także cross-fitowe „hollow”.

DSC02193

Ostatni drut kolczasty, ale taki na równym podłożu i zbieg do mety. Kolana bolą mocno, ale widać już tłum ludzi, ogień do przeskoczenia (stały element przy Spartan Race) i upragnioną metę. Yes, we did it! Było ciężko, długo, z przygodami ale bieg ukończony. Na mecie czekał Prezydent. Była też Monia. Nigdy jeszcze nie zjadłem banana z piaskiem ani nie wypiłem jednym tchem puszki piwa (w ogóle nie lubię piwa). „Piona” z różnymi uczestnikami , konwersacje polsko-czesko-słowackie z których nikt nic nie rozumiał ale każdy był zadowolony i wspólne zdjęcie na ściance.

DSC02216editeed

Uff! Warto było. 2/3 drogi do Trifecty (3 medale z ukończenia każdego ze stopni SR tworzą jeden duży medal).  Czekamy teraz na październik i Sprtan Beast w Czechach (Kouty). Będzie ciężko, ale przecież do sukcesu brakuje tylko 1/3 układanki…po drodze Tri w Kórniku, Survival Race Poznań a może także Komandos w Gdyni i Bike Challenge.

Podsumowanie:

-warto było jechać tyle km

-pomimo podobnej lokalizacji (góry) Spartan Race charakterem jest inny niż Bieg Szlakiem Wygasłych Wulkanów

-w 2016r. Wulkany oczywiście zrobię; Spartana raczej nie, prędzej Tough Mudder

-koszulka MG zobowiązuje do „ciśnięcia” na trasie, w końcu wystawiam opinię całemu zespołowi

-klimat samego biegu zdecydowanie lepszy niż w Warszawie

-przeszkody rozłożone nierównomiernie

-brak fotografów na trasie (może w 2-3 miejscach tylko)

-plus za interakcje z publicznością i turystami na szczycie Jaworzyny

-minus za gazowaną wodę na punktach poboru (której ponoć brakowało w późniejszych falach)

-szykuje się na Beasta

-regularne treningi indoor i outdoor MudGoats znacząco pomagają

-szkoda, że nie wystąpiliśmy tam w liczniejszym składzie

/TOMkoZA

Dodaj komentarz